W 2005 roku, kiedy jeszcze pracowałem w Gazecie Wyborczej w Warszawie odbywał się XV konkurs pianistyczny im. Fryderyka Chopina. Nie byłem fotoreporterem akredytowanym na to wydarzenie ale na etapie finałowym konkursu foto edytorka z działu Foto, pod przewodnictwem strasznie parszywej persony i za jej zgodą a właściwie decyzją, zleciła mi zrobienie materiału z Filharmonii Narodowej, w której odbywały się przesłuchania pół finałowe. Ucieszyłem się bardzo, dostałem przepustkę akredytacyjną przypisaną do innego fotoreportera ale wiadomo, że w redakcjach wiele się zmienia i jak nie kolega to ja powinienem go zastąpić. Tak też się stało. Po pierwszym nic nie zapowiadającym i udanym fotograficznie dniu, dzień następny stał się horrorem. W korytarzach Filharmonii zaczepiło mnie dwóch ochroniarzy, którzy zaprowadzili mnie do dyrektora Festiwalu, który poprosił mnie o akredytację i zapytał się skąd ją mam. Moje przerażenie i poczucie całkowitej bezradności wobec oszustwa było tak wielkie, że do dziś tamte wrażenia są w mojej głowie. Okazało się, że tzw. akredytacja, z fotografią fotoreportera Gazety Wyborczej , wyprodukowana za zgodą szefa działu GW jest FAŁSZERSTWEM i to bardzo prymitywnym. Fotoreporter GW i jego szef sfałszowali oficjalną przepustkę akredytacyjną a gdy zaczęli podejrzewać, że organizatorzy Konkursu coś podejrzewają wysłali mnie być może dla tzw. niepoznaki. To był jeden z pierwszych sygnałów, że w GW do władzy dochodzą szmatławe gnojki.